Teraz przyszedł czas na stawianie ścian. Jurta rośnie w oczach, dosłownie! W ciągu jednego dnia z płaskiej podłogi wyrosła cała konstrukcja i teraz wygląda jak altanka. Albo gigantyczna pergola. Pojawił się trójwymiar i wreszcie widać jaka Majurta będzie duża. Czad!!!
W sumie takie stawianie ścian jest bardzo ciekawe. Przyjechały gotowe, pocięte, pomalowane, skręcone, wyglądając jak sterta listewek, ale po rozciągnięciu – ta-dam! Jest ściana, i druga, i trzecia! Ale to nie jest takie hop siup. Niby rozciągnąć i już. Ale nie nie nie, stoimy jak hostessy i trzymamy te konstrukcje, a Przemek z miarą chodzi w prawo i lewo. Mierzy i mierzy. Rozciągamy w prawo. Za dużo. Za mało. Pięć centymetrów w lewo. Odrobina w prawo. Wróć, było dobrze. Jeden centymetr brakuje, jeeeeeessssuuuu ile tego mierzenia?! Czy jeden centymetr robi różnicę? Ponoć tak. Po postawieniu pierwszej ściany myślę sobie – będzie grubo, zajmie nam to chyba kilka godzin… jadę więc do sklepu po piwo, wszystkim nam się należy – taki ważny etap prac!
Kupiłam swoje ulubione piwa bezalkoholowe plus kilka alko. Wybrałam te, które lubię najbardziej i co się okazuje? Nie mogło być lepiej – bo to też ich ulubione! Ustawiłam je na kole, wygląda jak extra wypasiony bar. W tle DJ Madziar zapodaje muzę, jest magicznie!
Majurta już ma docelowy kształt. Są trzy ściany, ponieważ są trzy dziury – na drzwi wejściowe, okno tarasowe i drzwi do łazienki. Pierwszy raz tak naprawdę widać rozmiar pomieszczenia i rozkład wyjść. Ale czad!
Na tym jednak nie koniec! Chłopaki na fali sukcesu lecą dalej – na środku podłogi pojawia się rusztowanie, a na górze umieszczają kręgi do tono – okna dachowego, a zarazem spoiwa całej jurty. Do koła doczepiane są krokwie i wkrótce cały szkielet jest już gotowy. Niesamowite! Na tym etapie wszystko rośnie jak na drożdżach! Dosłownie 😊
Na długi weekend całość zostaje przykryta plandeką, a ekipa znika na 5 dni. A ja zostaję ze swoją jurtą. Będziemy się poznawać i zaprzyjaźniać 😊