Było zimno, zimno a tu nagle bum! Nadeszły upały. Polska mentalność nakazuje narzekać, że za gorąco, za duszno, nie ma czym oddychać, a ja się cieszę jak dziecko. Co prawda trochę ciężko się pracuje, zarówno chłopakom na budowie (ale jaką mają piękną opaleniznę!), jak i nam na home office, ale doceniamy każdy dzień, gdy nie pada, bo pogoda potrafi strasznie pokomplikować sprawy budowlane. Zwłaszcza jurty, gdzie mamy drewnianą podłogę, szkielet konstrukcji i nie ma jeszcze dachu. Któregoś popołudnia po pracy padła propozycja:
– Hej, a może pojedziemy nad jezioro?
– Super pomysł!
Nie wszyscy mieli czas i siły, więc we trójkę, z Danielem i Przemkiem wskoczyliśmy na rowery i udaliśmy się bardzo żwawym tempem przez las do Tuczna. Czy woda była ciepła? Nieeee, ale w tym upale, zmęczeni szybką jazdą (moją pierwszą taką w tym roku) nie mieliśmy oporów, żeby wejść do wody. Każdy z nas od jakiegoś czasu praktykuje oddechy Wima Hofa i codzienne (lub prawie) zimne prysznice, więc kąpiel w jeziorze nie powinna być problemem. I co się okazało? Faktycznie nie była! Ja jestem takim zmarzlakiem, że nie wchodzę do Bałtyku, potrafię nie kąpać się w jeziorze przez całe lato, jeśli woda wydaje mi się zbyt zimna, a tu nagle taka odmiana! No może nie nagle, jednak przyzwyczajanie ciała, a zwłaszcza praca z umysłem i nastawieniem potrafi zdziałać cuda. Pływałam w jeziorze nie raz, ale dwa razy. Sama siebie nie poznawałam… Było cu-do-wnie!
Po powrocie kolejna miła rzecz – urodziny Moniki. Spotkałyśmy się we trójkę na babskiej celebracji, siedząc w letnich sukienkach i trampkach (szok – z kurtki w sukienkę!), zajadając pyszności i ciesząc się swoim towarzystwem. Czasem sama sobie zazdroszczę jakie mam wspaniałe przyjaciółki! 😊